niedziela, 1 października 2017

Rozdział dwudziesty czwarty

Anabelle

Zdjęcie z siebie ubrań było ciężkim dla niej zadaniem. Kojarzyło się jej to tylko z bólem, który zawsze w takiej sytuacji prędzej czy później się pojawiał. Opierała się przed tym tak długo jak tylko mogła, ale w końcu i tak musiałaby ściągnąć z siebie to wszystko. Jeśli chciała się z tego miejsca chociaż na chwilę uwolnić nie mogła wybrzydzać tak naprawdę. Chociaż trochę czasu poza tą rezydencją będzie wybawieniem. Z rzeczy, które miała do wyboru zdecydowała się na dość elegancki kombinezon. Zakrywał całe ciało, a więc nie będzie musiała się martwić tym, że ktoś zobaczy pokryte siniakami ciało. Do tego Florence dobrała ciemny żakiet i w zasadzie były gotowe do wyjścia. Anabelle nie wiedziała gdzie pojadą. Czy do Danesmoor czy do Londynu, który znajdował się dalej. To zresztą było bez znaczenia, chciała po prostu znaleźć się jak najdalej. Chociaż na trochę. Bardzo chciała zignorować prośbę Alexandra o to, aby go zawołały przed wyjściem i po prostu opuścić ten dom. Zdawała sobie też doskonale sprawę z tego, że gdyby zdecydowała się na to, aby go nie posłuchać nie skończyłoby się to dobrze. Ani dla niej, ani dla Florence, która teraz brała za nią odpowiedzialność. I jeśli spróbowałaby uciec… Nie tylko ona zostanie ukarana, ale także i kobieta. Kobieta, która mogła się okazać dla niej życzliwa. 
Od dziesięciu minut spokojnie siedziała na fotelu i pozwalała ze sobą robić to co blondynka chciała. Od czasu do czasu tylko się odzywała, a raczej odpowiadała cicho na jej pytania. Dawno nie miała na sobie makijażu. Czuła się teraz dziwnie. Odzwyczaiła się od tego, a teraz nagle miała nałożoną dużą warstwę wszystkiego. Nie trzeba było mówić czemu. Doskonale wiedziała, że wampirzyca stara się ukryć to co robił z nią Alex. Anabelle wiedziała jednak, że żadna ilość makijażu nie będzie w stanie zakryć tego co jej zrobił. Choć pewnie wyglądała lepiej, niż wcześniej. Wampirzyca podała jej lusterko w którym uważnie się przyjrzała. Była… Inna. Nie widziała takiej siebie od wieków. Była teraz zupełnie inna. Twarz nie wyglądała na tak zmęczoną. I sama również poczuła się lepiej. Miała na sobie nowe, nowe dla niej, ubrania i makijaż, który mimo to jakimś cudem ukrywał wszystkie niedoskonałości oraz przeżycia, które kryły się za podkrążonymi oczami. Kombinezon oraz żakiet były trochę za luźne, jednak nie na tyle, aby na niej wisiały. Florence udało się znaleźć też, już nie tak bardzo pasujące do stroju buty bez obcasów. 
Włosy zdecydowała się zostawić rozpuszczone. Jedynie je rozczesała i ułożyła, aby nie każdy nie sterczał w inną stronę. I faktycznie teraz Anabelle wyglądała jak inna osoba. Choć wciąż patrząc na nią można było stwierdzić, że wcale nie jest z dziewczyną za dobrze. Nie wyglądała tak jak powinna kobieta w jej wieku. Florence jednak wierzyła, że zrobiła wszystko co mogła, aby poprawić jej wizerunek. 
Żadna z nich nie zwróciła uwagi, kiedy w salonie znowu pojawił się Alexander. Stał w wejściu i w ciszy spoglądał na kobiety. Nawet jeśli Florence wiedziała, że jest nie dała niczego po sobie poznać. Po prostu nadał pracowała nad dziewczyną. Ostatnie czego i ona potrzebowała to zwalać sobie na głowę wampira, który w każdej chwili mógł zrobić coś czego nikt się nie spodziewał. 
- Skończyłam – odezwała się po jakimś czasie i dopiero wtedy spojrzała na nieśmiertelnego. Próbowała coś wyczytać z jego twarzy, ale kompletnie nie mogła zrozumieć co takiego chodziło mu po głowie. To zawsze było trudne. I nigdy tak naprawdę nie udało się jej zgadnąć o czym myśli, a nie miała zamiaru ryzykować.
- Zostaw nas. Możesz zaczekać w aucie.
Skinęła tylko głową. Szybko zebrała pozostałe rzeczy, w zasadzie to byle jak je wrzuciła do torby i zniknęła. Podobnie jak Anabelle nie mogła się doczekać, aż stąd wyjdzie. I skoro oficjalnie mogła zamierzała jak najszybciej odejść. Z wielką chęcią teraz by odjechała i udawała, że nie musi wcale czekać na brunetkę, jednak gdyby to zrobiła i tak musiałaby tu wrócić. A co gorsze Alex zapewne złożyłby jej wizytę w mieszkaniu. A jeśli mogła, chciała go trzymać z daleka od swojego miejsca zamieszkania. 
Anabelle wsunęła dłonie między uda, które po chwili mocno zacisnęła. Nie zrobi jej teraz krzywdy. Nie chwilę przed wyjściem, a może… Może miał zamiar jej w mocny sposób pokazać, że jeśli będzie czegoś próbować to bardzo pożałuje? Spuściła wzrok na podłogę i udawała, że nie słyszy jak się do niej zbliża. Próbowała też jakoś opanować drżenie. Takie chwile należały do jednych z gorszych, kiedy ciągle był obok, ale nie wiedziała tak naprawdę w której chwili zdecyduje się zaatakować. O ile w ogóle miał zamiar to zrobić. Ciągnęło się to w nieskończoność. Chciała, aby jak najszybciej pozwolił jej odejść. On jednak tylko wolno przesuwał się w jej stronę, powoli, wcale się nie spiesząc. Po minutach męczarni wreszcie stanął przed dziewczyną, a następnie nachylił się lekko. Był wysoki, w porównaniu do Anabelle, przynajmniej dwa razy taki. A raczej tylko na takiego wyglądał w jej głowie. Złapał ją za podbródek, unosząc tym samym głowę dziewczyny do góry. Niczego nie mówił. Nie musiał. Spoglądał tylko na dziewczynę błękitnymi oczami, a spojrzenie, które jej posłał mówiło znacznie więcej, niż słowa. 

Nie odzywała się przez całą drogę. Nie miała pojęcia o czym mogłaby rozmawiać z Florence, a sama wampirzyca też nie wyglądała jakby miała zamiar z nią poprowadzić jakikolwiek dialog. Cisza była trochę przytłaczająca, ale na szczęście po niedługim czasie, blondynka przerwała ją włączając radio i pierwszą stację, która puszczała piosenki. Anabelle już dawno nie słyszała niczego… tak ludzkiego. Brakowało jej kontaktu ze światem, a teraz chwytała się niemal każdej drobnej rzeczy, która umożliwiała jej poznanie tego nowego, nieznanego ludzkiego świata. Minęło zaledwie kilka miesięcy, a ona miała wrażenie jakby znajdowała się tam całe wieki. Każdy dzień był namiastką piekła. 
- Czy mogłabyś… Mogłabyś przejechać przez Danesmoor? - zapytała cicho odwracając głowę w stronę blondynki, która wyglądała na nieco zaskoczoną. - Przez Green Woods konkretnie – dodała, aby sprecyzować o jaką dzielnicę konkretnie jej chodzi.
- Skoro takie masz życie – westchnęła. Alex kazał się nią zająć, a skoro przejechanie przez tą dzielnice miało ją w jakikolwiek sposób zadowolić to nie mogła jej tego przecież odmówić. Nie zaboli jej ani trochę, kiedy tamtędy przejdzie. Była za to ciekawa co takiego w tej dzielnicy jest, że musiały koniecznie jechać tamtą drogą. Co prawda trochę to dodawało drogi. Narzekać zamiaru nie miała. Dopóki nie zaczęły się zbliżać do tej dzielnicy Anabelle siedziała cicho, wzrok miała wbity w kolana. A co najbardziej drażniło Florence – skubała skórki przy paznokciach. Kilka razy powstrzymywała się przed tym, aby tego nie robiła. Paznokci praktycznie wcale nie miała, a skórki były oberwane i potrzebowały natychmiastowego ratunku.
- Zwolnij – poprosiła nagle. Nie skomentowała tego w żaden sposób tylko wcisnęła hamulec. Jechała wolno, o wiele za wolno jak nakazywały przepisy, ale Ana była zadowolona. Chociaż tyle mogła dla niej tak naprawdę zrobić. Jednak kiedy znalazły się przed konkretnym domem do Florence tak naprawdę dotarło czemu chciała tędy jechać i co zobaczyć. Wpatrywała się w piętrowy, jednorodzinny dom jak w jakiś święty obrazek. Nie musiała jej niczego mówić. Sama z siebie zatrzymała się niedaleko, aby mogła sobie popatrzeć. Im dłużej na nią patrzyła, tym bardziej miała wrażenie, że uparcie na coś czeka. A może raczej na kogoś. I nie myliła się. Kilka minut po ich przyjeździe z domu wyszła kobieta w średnim wieku. Elegancko ubrana, z uśmiechem na twarzy. Zaraz za nią z domu wyszedł mężczyzna. Jego krawat był dopasowany do jej bordowej sukienki. Musieli się wybierać na jakieś przyjęcie, albo zabierał ją na wspólny obiad. Po minie kobiety wywnioskowała, że życie jakie prowadzi jej się podoba. Nie dostrzegła, ani nie wyczuła w niej ani odrobiny tęsknoty czy żalu. Natomiast, kiedy skupiła się na mężczyźnie… Wcale by nie przesadziła, gdyby powiedziała, że jest chodzącą kupą smutku. Nie musiała stać obok, aby wiedzieć co takiego czuje.
- Koniec tego przedstawienia – powiedziała nagle odpalając samochód – Alex kazał mi cię zabrać na zakupy, a nie na rodzinne spotkania.
Anabelle ponownie się poczuła jakby ktoś strzelił ją w policzek. Wcale za nią nie tęsknili. Ba, nawet nie pomyśleli co takiego może się z nią dziać. Nie była im potrzebna do szczęścia tak jak opowiadali jej, kiedy była małą dziewczynką. Naiwnie łykała każde słowo, które padało z ust matki. Kobiety, która podobno ją kochała i czekała na nią wiele lat. To co zrobiła idealnie pokazywało jak bardzo zależało jej na córce o którą starała się niemal dekadę. Reszta drogi minęła w milczeniu. Podziękowała jedynie cicho wampirzycy za to co dla niej zrobiła. Nie musiała w końcu tego robić, a jednak… Może to i było głupie, ale widok, który zastała pod domem zabolał ją o wiele bardziej, niż to co od października zdążył zrobić jej Alexander. Każdy moment, kiedy się na niej pożywiał, kiedy ją wykorzystywał czy poniżał dla własnej przyjemności. To w porównaniu z zadowoloną miną, luksusowym samochodem i ubraniami było niczym. Pozbyli się jej, żeby mieć miłe życie. Życie, którego nie mogli mieć przez nią, a teraz kiedy zniknęła mogli pozwolić sobie na wszystko. Londyn w porównaniu do Danesmoor był naprawdę ogromny, a ludzi było jak zawsze wiele. Miasto pamiętała jak przez mgłę, wszystko zmieniało się tu każdego dnia. Nic nie było tak samo jak wcześniej. Budynki, autobusy… To wszystko było tak inne. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz tutaj była. Miała wrażenie też, że budynki są o wiele większe, jednak to było już tylko jej złudzenie. Nie rozumiała celu tych zakupów, ani tego wszystkiego co robiła Florence. Zanim jednak zaczęły cokolwiek kupować zaprowadziła ją do salonu. Siedząc na wygodnym fotelu zajmowały się nią, aż trzy osoby. Jedna stała za fotelem i próbowała opanować jej włosy, druga siedziała z boku i ratowała jej paznokcie u dłoni, a trzecia przed nią i zajmowała się jej stopami. Już dawno nie czuła się tak dobrze traktowana. Wyszła z o wiele krótszymi włosami i paznokciami, które jej przedłużono i pomalowano na delikatny róż. Te drobne rzeczy, które kiedyś robiła na co dzień dziś sprawiły jej naprawdę wiele radości. Na moment zapomniała o tym, że będą musiały wrócić. Przez moment nawet rozważała czy nie powinna jednak uciec. Zabrać rzeczy, które są przeznaczone dla niej i uciec. Wiedziała doskonale, że Alex by ją znalazł. Szybciej, niż ona zdążyłaby opuścić Londyn. Mogłaby się chować, ale to niczego by nie dało. Nie było punktów, które chroniły przed wampirami. Chyba, że powstały, a ona nie miała o nich po prostu pojęcia. Bardzo jednak wątpiła w to, że nieśmiertelni zgodziliby się na to, aby takie instytucje istniały. 
Kilka godzin chodzenia zdecydowanie nie służyło Anabelle. Była już wyczerpana i ledwo czuła własne nogi. Trudno było się zresztą dziwić, aby była cała w skowronkach. 
- Trzeba cię nakarmić – zauważyła ze znudzeniem wampirzyca.
Nie dodała już niczego więcej tylko zaprowadziła ją do pierwszej restauracji na którą się natknęły. Zdążyła tylko przeczytać, że to miejsce otwarte zarówno dla wampirów jak i ludzi. Zostały zaprowadzone do stolika przez niską dziewczynę o rudnych, niemal czerwonych włosach. Plakietka przypięta do jej piersi mówiła, że dziewczyna ma na imię Winter. W drodze do stolika wesoło opowiadała o daniach dnia oraz o tym jakie grupy krwi mają. Przy stoliku zostawiła ich z kartami dań i dała moment, aby w spokoju wybrały coś dla siebie. Anabelle obserwowała jak dopada do kolejnego klienta i wita go szerokim uśmiechem. 
Wróciła do nich zaledwie po kilku minutach, wciąż mając na twarzy ten sam uśmiech, który im podarowała przy wejściu. Po krótkiej rozmowie zapisała zamówienie. Usta dziewczyny ciągle były wykrzywione w uśmiechu. Zastanawiała się jak się jej udaje to zrobić. W milczeniu czekały na swoje zamówienie. I tak nie miały wspólnych tematów do rozmów. Zarówno danie dla Anabelle jak i krew w butelce dla Florence zostały dostarczone równocześnie. Kelnerka wspomniała coś o tym, że starają się, aby wszyscy dostawali zamówienia w takim samym czasie bez względu na to co to jest. Pożyczyła im smacznego i po raz kolejny zostawiła tylko we dwie. Przez dobre kilka minut Anabelle wpatrywała się w parującą potrawę. Zupełnie jakby nie wiedziała co ma z nią zrobić. Dokładnie upieczone udo kurczaka leżało na liściu sałaty i wyglądało zachęcająco. Doprawdy nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała taki obiad. Minęła dłuższa chwila zanim sięgnęła po sztućce. Nie chciała jeść jakby nigdy wcześniej nie miała w ustach białego mięsa. Podczas jedzenia czuła na sobie wzrok wampirzycy. Ta siedziała wygodnie w fotelu, w dłoniach trzymała butelkę z osoką i piła za pomocą słomki. Najpewniej bez niej miałaby ubrudzone usta w krwi, a tak nie musiała się martwić tym, że się pobrudzi w jakikolwiek sposób. 
Domówiła sobie jeszcze jedną butelkę, w czasie kiedy Ana nawet nie skończyła swojej porcji. Im dłużej się jej przyglądała, kiedy je tak niespokojnie i pilnuje tego talerza jak zagłodzony pies, który trafił na kogoś o miękkim sercu i dał mu kawałek mięsa na talerzu. Po samym wyglądzie dziewczyny można było stwierdzić, że jedzenie widywała raz na jakiś czas i to jeszcze wcale nie w dużych ilościach, ale czego miała się spodziewać? Alexander nigdy nie był przyjemny jeśli chodziło o jego zabaweczki. Sądziła nawet, że każdą następną traktuje gorzej od poprzedniej. I tak cieszyła się, że nigdy nie była tak naprawdę świadkiem tego co z nimi robi. Wystarczyła jej w zupełności wyobraźnia, która podpowiadała najgorsze scenariusze. Znała go na tyle, aby wiedzieć, że na głodzeniu się nie kończy. A może raczej dopiero tam zaczyna. 
Powrót do domu wcale nie był tym czego chciała. Tym razem już nie prosiła Florence, aby wracały przez Danesmoor. To co widziała na początku było wystarczające i nie chciała dobijać się jeszcze bardziej. Z planu ucieczki zrezygnowała, kiedy wampirzyca zauważyła, że ta się od niej oddaliła na parkingu i zagroziła, że powie o tym Alexowi. Od tamtej pory trzymała się blisko niej, a do głowy nie przychodziły żadne pomysły, aby uciekać. Bała się tego, że kobieta naprawdę mu powie, że to chciała zrobić. Ale czy się tego nie spodziewał? Na pewno musiał myśleć o tym, że skorzysta z okazji. Były w naprawdę dużym mieście. Wystarczyło, że by się zatrzymała, a Florence szła dalej do przodu i już mogła stracić ją z oczu. Wyszłaby ze sklepu, przeszła kilka przecznic i byłaby już z dala od miejsca, gdzie znajdowała się blondynka. Tylko pozostawał jeden problem – wciąż mogłaby ją znaleźć za pomocą zapachu czy spróbować wejść jej do głowy, aby oczami brunetki zobaczyć, gdzie się znajduje. Dla wampira to przecież nie był żaden wyczyn, prawda? Po dojechaniu na miejsce ucieszyła się, że nie było jeszcze Alexandra. Wniosły rzeczy do salonu, wszystkie torby postawiły w jednym miejscu i tu się rozstały. Nie było żadnego ckliwego pożegnania, ani niczego w tym stylu. Florence po prostu opuściła rezydencję Alexandra.
Anabelle nie wiedziała zbytnio co ma ze sobą zrobić. Nigdy nie była w tym domu sama tak naprawdę. I zdała sobie sprawę z tego, że wcześniej nie miała okazji, aby zobaczyć jak wygląda ten dom. Była ograniczona do ogromnego przedpokoju, salonu, kuchni i łazienki, które były na dole i pokoju bólu. Oraz miejscu, gdzie spała każdej nocy. Piwnicy. Dom był wielki, musiał mieć przynajmniej kilka pokoi. Długo się wahała, ale w końcu zdecydowała, ze chce zobaczyć jak mieszka Alex. Nawet nie myślała o tym, że mogłaby go w jakiś sposób lepiej poznać. Wszystko było urządzone w chłodnych kolorach, było tu mrocznie i momentami przy zgaszonym świetle – przerażająco. Swoją wycieczkę zaczęła od salonu. Przeszła obok kominka, opuszkami palców przesunęła po kominku. Czuła pod palcami chłód od niego bijący. Straciła poczucie czasu podczas oglądania domu. Każdy po kolei pokój, o ile nie był zamknięty na klucz, był urządzony w ciemnych kolorach, było w nich zimno. I może to było głupie, ale mogła przysiąc, że od każdego bił niepokój. Jakby w każdym z tych pomieszczeń wydarzyło się coś złego. Nie musiała długo myśleć nad tym, co takiego mogłoby się tam dziać.
Stała przy drzwiach pokoju, który znajdował się na samym końcu. Miała wrażenie, że doskonale wie do kogo on należy i dlatego bała się chociaż dotknąć klamkę. Nie powinna tam zaglądać. Wszędzie, ale nie tam. Mimo to jednak ciekawość była zbyt duża. Chciała wiedzieć co się kryje za tymi drzwiami, była jednak pewna, że już się tam kiedyś znalazła. A może to był tamten pokój… Nie potrafiła sobie teraz tego przypomnieć. Zresztą, czy to miało jakieś znaczenie? Zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu. Po tym zdecydowanie nacisnęła klamkę, a drzwi – ku jej zaskoczeniu – otworzyły się. W środku nie było wiele mebli, zaledwie łóżko, szafa i dwie malutkie szafki po bokach łóżka, których równie dobrze mogło nie być. Na nocnych szafkach ustawione były małe lampki. Wciąż zapalone. Grube zasłony były zaciągnięte, a żadne promienie słoneczne nie dostawały się do środka. Okna podobnie jak w pozostałych pomieszczeniach sięgały od sufitu do podłogi. Przekroczyła nieco niepewnie próg. Łóżko nie było zaścielone. Jego właściciel zostawił je w bałaganie. Na fotelu dostrzegła pomiętą, czarną koszulę. Jedną z wielu, które miał. Drzwi od szafy były uchylone. Zobaczyła jednak coś, czego nie widziała w żadnym innym pomieszczeniu.
Ramkę ze zdjęciem. 
Ten niezwykle ludzki w tak nieludzkim miejscu. Z początku tylko patrzyła na nią z daleka, jednak jej wzrok był zbyt słaby, aby mogła dostrzec kto się tam znajduje. Widziała jedynie plątaninę ciemnych włosów i dwie osoby. Zrobiła krok na przód. A potem następny i jeszcze kilka, aż w końcu była na tyle blisko, aby dosięgnąć do tajemniczej ramki. W pierwszej chwili nie chciało się jej wierzyć. Zupełnie nie myśląc wyciągnęła po nią rękę. Stała tyłem do drzwi, wpatrzona w to zdjęcie jak w obrazek. Jakby teraz się jej ktoś zapytał co w tym zdjęciu takiego jest zupełnie nie potrafiłaby udzielić odpowiedzi. Było… Ludzkie. To chyba najlepsze określenie jakie przyszło jej do głowy. Jedyna ludzka rzecz w tym całym szaleństwie.
- Wydaje mi się, że potrzebujemy tu pewnych zasad.
Rozprostowała palce na te słowa. Nie zdążyła ponownie złapać ramki, aby uchronić ją przed upadkiem i pewnym roztrzaskaniem się na podłodze. Jednak mimo sekund, które upłynęły wcale nie usłyszała jak uderza o podłogę.
Cześć! 
Tak doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak długo rozdziału nie było. Musicie mi to wybaczyć, a ja mogę się teraz tylko postarać, aby były bardziej regularnie. Wena ze mną długo nie chciała współpracować, a jak wiecie ja nie chcę wam dawać byle czego. Dodatkowo zaczął się dla mnie nowy rok szkolny i chcę dać z siebie wszystko. 
Jak zawsze ocenę rozdziału zostawiam wam. Od siebie dodam tylko, że mimo tego, że jest dość nudny, mnie się podoba. Ja się już żegnam i do następnego, który obiecuję - będzie niedługo!

8 komentarzy:

  1. nareszcie :) uwielbiam faceta, chociaż jest przerażający. Cały roździał jest super, mam nadzie że zaczniesz częściej wrzucać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zobaczenie rodziców, gdzie jedno z nich aż tryskało radością, musiało być naprawdę okropne. Ja nawet w przypadku porzuconego kota, psa, chomika czy jeszcze czego innego, mam ochotę po prostu takiego właściciela walnąć patelnią w łeb – i to jest jedna z tych przyjemniejszych opcji, a co tu dopiero mówić o sprzedaniu dziecka... Bo to że ją oddali, porzucili... ale oni sprzedali ją nikomu innemu jak diabłu... choć chwilami odnoszę wrażenie, że diabeł byłby przyjemniejszy. Może wyjdę na kogoś zawistnego i w ogóle, ale mam nadzieję, że oni zapłacą w jakiś sposób za to, co Ana przez nich przechodziła.
    A w ogóle teraz wpadł mi szalony pomysł do głowy... W sumie nie pamiętam ile lat ma matka Anabelle i kiedy żyła Fleur, ale to faktycznie może jej siostra? A rodzice sprzedali już drugie swoje dziecko? Takie wiesz +500 w bardziej rozbudowanej wersji. :P Jakby nie było to po tym opowiadaniu mogę spodziewać się wszystkiego, więc dlaczego by nie czegoś takiego.
    I tak sobie myślałam, że skoro Ana ma teraz dobrze wyglądać, to Alex da jej chwilę spokoju, ale mam co do tego poważne wątpliwości, bo ona weszła do jego pokoju... A przecież tego się nie robi. I domyślam się, że na tym zdjęciu był Alex i Fleur, ale może być różnie, nie?
    Jestem cholernie ciekawa! I to wszystkiego! Mam nadzieję, że teraz wena i czas dopisze i aż ta długo nie każesz wszystkim tu czekać. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to ja tylko współczuję Annabell, już można kopać dół... ;_;

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie uważam rozdziału za nudny. Nie uśpił mnie. Nie był co prawda jakiś spektakularny, ale nie wszystkie mogą takie być i takie przejściówki też muszą się zdarzać. Takie przeczekacze, które mają za zadanie rozbudzić ciekawość czytelników. Ty rozbudziłaś ciekawość, przynajmniej moją, ostatnią sceną.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  5. To pewnie była Fleur. Jedyna dziewczyna o silnym charakterze i dlatego żałował, że ją zabił?:P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej ^^
    Rozdział pochłonęłam ot tak, zresztą jak zwykle. I dalej się cieszę, że idzie mi to tak lekko, zwłaszcza że miałam sporą przerwę w czytaniu. Może to magia świąt, niemniej dobrze do tego wrócić :D
    Kolejny rozdział, który można by określić mianem lżejszego, chociaż… Och, wciąż ma w sobie coś przygnębiającego. Te emocje i ta ciężka atmosfera są po prostu wpisane w tę historię – i to praktycznie od samego początku. Zwłaszcza spoglądając na świat oczami Anabelle da się to świetnie odczuć. To wyjście… Jasne, teoretycznie jest dla niej szansą na ucieczkę, ale to, że się na nią nie zdecydowała, jest dość wymowne. To, że wszystko kojarzy jej się ze snem – miasto, w którym teoretycznie się wychowała – tym bardziej.
    Domyśliłam się, gdzie chciała pojechać. Swoją drogą, to miłe ze strony Florence, że ot tak się zgodziła – wampirzyca jej na swój sposób współczucie, chociaż z oczywistych względów jest oddana Alexowi. No i… Szlag. Wciąż nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy wypływa temat rodziców Anabelle – i to zarówno matki, jak i ojca, bo taka podążająca za tą chorą kobietą ciota wcale nie jest od niej lepsza. Jasne, Peter żałuje i to czuje nawet Florence, ale jak długo nie zrobi czegokolwiek wbrew żonie, jest dla mnie całkowicie skreślony x.x
    Nie potrafię sobie wyobrazić, czego doświadczyła Ana, widząc jak osoby, które tyle czasu wmawiały jej, że ją kochają, radzą sobie po tym, co się stało. To… z pewnością bolesne. Wiele rzeczy w tej historii ma prawo wywoływać ból.
    Nie jestem zaskoczona, że wykorzystała okazję, żeby „pozwiedzać”, chociaż w pewnym sensie wydaje się to głupie i… przerażające. Ten dom jest niczym więzienie albo wręcz grobowiec. I jestem w stanie uwierzyć, że każdy pokój ma swoją historię – i że stało się w nim coś niedobrego. No i ta końcówka z ramką… Lecę zobaczyć, co tam się wydarzyło, bo jestem naprawdę ciekawa tej rozmowy.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Spoglądał tylko na dziewczynę błękitnymi oczami, a spojrzenie, które jej posłał mówiło znacznie więcej, niż słowa..."
    Okay, idę po wino.


    Nessa ma rację - rozdział ma w sobie coś przygnębiającego. Chciałoby się powiedzieć, że jest lekki, w końcu akcja dzieje się z dala od przeklętej posiadłości i jej chorego właściciela, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż pozostaje jakiś niesmak. Sam widok zmizerniałej i udręczonej Any przyprawia mnie o odruch wymiotny. W dość dosadny sposób ukazałaś, skąd wzięły się siniaki na jej ciele. Niemyślenie podczas ich podziwiania jest więc niewykonalne.

    Lecę zobaczyć, co się stało dalej. Polsatowe zakończenia to coś, za co jednocześnie cenię i nienawidzę autorów :')

    Klaudia, xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Niemyślenie o tym podczas ich podziwiania

      Wino i późna pora jednak mi nie służą ;p

      Usuń